czwartek, 24 lipca 2014

"Supernatural" - Part 1

                Witajcie po długiej przerwie! Mam nadzieję, że mnie nie nienawidzicie... Wracam z nowym opowiadaniem, nad którym męczyłam się niemiłosiernie, żeby Wam się spodobało. Oby zostali mi jacyś czytelnicy... :> *puppy eyes" W każdym razie, kiedy przeczytałam to opowiadanie po raz pierwszy, pomyślałam "Nie tak źle, Natalko". Kilka lektur później moje myśli były: "Aghkhskadajskanank... JESTEM BEZNADZIEJNA. GOODBYE WORLD, IT WAS NICE TO BE HERE." Teraz nie wiem. Zmieniałam je 165261652 razy, a i tak uważam je za blisko przeciętne. 

        INSPIROWANE SERIALEM "NIE Z TEGO ŚWIATA".

Paring - a jak myślicie? XD

                            ******************************************************


               „Wierzycie w magię? Podobno jest ona w każdym z nas. Wystarczy odpowiednio poszukać, a w każdym miejscu znajdziecie coś magicznego. Teraz spróbujcie zamknąć oczy na parę sekund. W tym czasie pomyślcie o czymś niemożliwym, co nigdy się nie spełni. Następnie otwórzcie oczy. Zrobione? W takim razie ostatnie dla Was zadanie – UWIERZCIE!”
- Bzdury. - burknął Taemin zamykając trzymaną w rękach gazetę – Wróżki-sróżki, kuźwa. To wcale nie jest takie piękne i kolorowe jak myślą.
- Ach, Tae, zarażasz optymizmem chłopie! - zaśmiał się Jimmy podnosząc rzucony przez chłopaka magazyn - Fantastyczny świat? Co to ma być? Jakaś gazetka dla dzieci?
- Zostaw! - warknął Lee przerywając wiązanie włosów i wyrywając przyjacielowi miesięcznik z ręki – Byłem ciekawski, to tyle!
- No już, już! Nie denerwuj się tak, słońce, bo się wypalisz! - Jimmy cmoknął kładąc się na łóżku obok. Taemin pokręcił głową zrezygnowany.
- Jakie to było suche, stary...
Chłopak nie odpowiedział, tylko pokazał mu środkowy palec i wznowił czytanie podręcznika do francuskiego. W tym momencie rozległ się donośny huk.
- Co do...?
Jimmy nie miał okazji dokończyć, bo do pokoju wbiegło kilku chłopców z niższego roku.
- Biją się! Kapitan drużyny i przewodniczący!
- A co nas to obchodzi? - syknął Taemin zatrzaskując drzwi za „dzieciakami”, jak to ich sam nazywał.
- Mnie to obchodzi! - zawołał Jimmy i zerwał się z łóżka, ale usiadł z powrotem pod naporem
spojrzenia niższego – Dobra, nie obchodzi mnie to! - krzyknął jeszcze raz i znów złapał za książkę od francuskiego.
Z Taeminem lepiej się nie kłócić. To Jimmy dobrze wiedział.

                                                                           *.~.*

           - Z twojej prawej! - krzyknął Onew celując z broni do ducha obok towarzyszącego mu bruneta.
- Wiem! Przejmuję go! Spal tą cholerną kość i skończmy to! - sapnął Minho strzelając potworowi
prosto między oczy. Onew pokręcił rozbawiony głową i wyciągnął z kieszeni zapalniczkę i sól. - Pieprz się, Kacperek!
Sytuacja w sumie nie była zbyt zabawna, ale podejście młodszego do sprawy – owszem. Jednak Choi zawsze był taki sam – każde zadanie traktował śmiertelnie poważnie. I kochał ten moment po zadaniu (Onew zresztą też), kiedy szli do baru oblać udane polowanie. Rozległ się syk zapalniczki i duch z krzykiem rozpłynął się w powietrzu.
- To jak? Idziemy się napić? - spytał Minho po czym razem skierowali się do najbliższego baru.


         Minho kończył już drugą butelkę, kiedy Onew zadzwonił telefon.
- Słucham?
Po drugiej stronie słuchawki odezwało się sapanie.
- Przepraszam, nie słyszę!
Choi dał mu znak głową, że może sobie pójść, co Jinki chętnie wykorzystał i udał się do łazienki. Tam spróbował jeszcze raz dogadać się z rozmówcą.
- Słucham, kto mówi?
Jednak znów odpowiedziało mu tylko sapanie. Spojrzał na numer.
- Taemin...?
Gdy wrócił do stolika, spotkał się z pytającym spojrzeniem Minho.
- Ma kłopoty. - mruknął i pociągnął łyk piwa.
- Kto? - zdziwił się młodszy.
- Lee Taemin, mój bratanek. Słyszałem dziwne dyszenie.
Choi się zaśmiał.
- Pewnie się spił i zadzwonił przypadkiem albo z kimś się pieprzy i numer sam się wybrał.
- Czy ty sam siebie słyszysz?! - zdenerwował się Jinki – Przecież poinstruowałem go, żeby mój numer miał na specjalnie przeznaczonym do tego telefonie! On nawet pewnie zapomniał, że go ma!
Minho założył skórzaną kurtkę i chwycił kluczyki do swojej ukochanej Impali.
- W takim razie, gdzie teraz?
- Nowy Jork, a dokładniej Uniwersytet Nowego Jorku, Instytut Sztuk Pięknych.
- Mały artysta, co? - zakpił Choi, ale Onew już tego nie usłyszał.

                                                                       *.~.*

            - Tae! Taemin! - wołał Jimmy chodząc po kampusie. Umówili się w klubie niedaleko uniwersytetu, ale Lee nie pojawił się po zajęciach w pokoju. Obaj jego współlokatorzy – Jimmy wraz z Travisem Greyem postanowili go poszukać.
- Lee Taemin, do cholery jasnej, to nie jest zabawne! - warknął Travis kopiąc w śmietnik. Wbrew
pozorom również martwił się o przyjaciela, jednak pokazywał to w inny sposób.
- Ogarnij się Travis! Wiesz, że to nie w jego stylu!
Grey prychnął.
- A kto, kuźwa, znika na całe dnie i nic nie mówi?! Na pewno nie ja!
- Dobra, dość! Tak mu nie pomożemy. - westchnął Jimmy i podrapał się po głowie – Musimy go jakoś znaleźć. Przecież nie zapadł się pod ziemię!




5 godzin wcześniej


                  Taemin spakował książki i wyszedł na wykłady. Jimmy i Travis już wcześniej wyszli na trening, więc nie było ich w pokoju. Został więc sam. Szybko zamknął pokój i wyszedł z akademika.
Spojrzał w niebo.
- Zaraz zacznie padać. - mruknął i założył na głowę kaptur jasnoszarej bluzy. Niewiele to może pomóc przy wielkiej ulewie, ale lepsze to, niż nic.
Uczelnia była niedaleko dormu, więc nie musiał daleko iść. Był już praktycznie przy drzwiach, gdy usłyszał głos wydobywający się zza krzaków:
- Śmierć łowcom...
Zaskoczony spojrzał w tamtym kierunku, lecz niczego nie zobaczył. Wokół również nie było nikogo. Wszyscy uciekli obawiając się rychłej ulewy. Chciał myśleć, że to złudzenie, ale instynkt wyrobiony przez polowania z rodziną nie pozwolił mu iść dalej. Podniósł z ziemi drewniany kij i powoli zaczął zbliżać się do krzewów.
- Kto tam? - spytał.
Odpowiedź nadeszła tymi samymi słowami:
- Śmierć łowcom... Mordercy!
Taemin mocniej zacisnął palce na prowizorycznej broni. Teraz był pewny, że się nie przesłyszał. Ktoś lub coś tam było i to niekoniecznie nastawione do niego przychylnie.
- Wyłaź! - warknął – Nie jestem łowcą. - dodał pewnym głosem.
To była prawda. Już nie był łowcą. Uciekł od rodzinnej tradycji. Starał się żyć normalnie. Nie wysypywał soli na parapety, nie chodził z bronią za paskiem, nie trzymał pod poduszką maczety i wody święconej. Miał dość. Chciał żyć jak inni. Normalnie.
- Kłamca... - wysyczał głos – Płynie w tobie ich krew. Masz wzrok mordercy. Zabijałeś i nie przestaniesz. Nigdy...
- Kim jesteś?! - zawołał Lee podchodząc jeszcze bliżej.
- Śmierć łowcom... - powtarzał głos niczym mantrę.
Taemin przymrużył oczy i warknął wściekły:
- Zamknij mordę i się pokaż!
Nim zdążył zareagować, został wciągnięty w krzaki i uderzony o drzewo. Jęknął z bólu i podniósł się na drżących kolanach. Dotknął palcami tyłu głowy. Została na nich odrobina krwi. Przed nim stało dziecko. Mogło mieć najwyżej dwanaście lat.
- Śmierć...
- Tak, tak, wiem! - przerwał mu Taemin – Śmierć łowcom! Ale ja nie jestem jednym z nich! Widzisz, żebym miał przy sobie jakąkolwiek broń?
Chłopiec skierował swój wzrok na trzymany w jego ręku kij. Lee przeklął w myślach własną głupotę.
- Łowca.
- Okej, mam kijek. Jednak mogę go odłożyć...
Oczy dziecka pociemniały, aż zrobiły się całkiem czarne.
- O cholera... Dobra, słuchaj! Ja wcale nie chcę cię skrzywdzić! Zostaw tego dzieciaka!
- On już dawno odszedł. Zabiłem go. - odparł z dumą demon ukazując wielką dziurę w miejscu serca.
Serce Taemina podskoczyło. Nie chodziło o widok, a raczej sam fakt, że pośrednio z jego winy zginął człowiek.
- I kto tu jest mordercą? Zabiłeś niewinne dziecko!
- Ty też zabijałeś.
- Ale nie dzieci!
Demon zaśmiał się gardłowo. Chwycił Lee za szyję i przycisnął do pnia drzewa.
- Nie mogę cię zabić. Chociaż chciałbym. Jednak nie mogę. Mój pan chce cię żywego.
Taemin zaczął się szarpać. Jaki on był głupi! Onew tyle razy mu powtarzał, żeby nosił przy sobie broń albo chociaż wodę święconą! Mógł wziąć przynajmniej srebrny sztylet schowany głęboko w szufladzie. Mimo iż Taemin chciał się odciąć od rodzinnych spraw, nie był na tyle głupi, żeby być całkiem bezbronnym. Regularnie trenował na sali gimnastycznej, kiedy nikogo wtedy nie było. Jednakże w tym momencie jego umiejętności niewiele mogły dać. Kimże był zwykły, szczupły, wręcz chudy chłopak w porównaniu z demonem?
Lee poczuł silne uderzenie w potylicę i opanowała go ciemność.


Teraźniejszość

                   Minho i Onew jechali w milczeniu. Jinki niecierpliwie wystukiwał palcami w kolano tylko sobie znany rytm. Choi zrobił głęboki wdech. Już zaczynała go irytować ta sytuacja.
- Możesz przestać? - spytał nie odrywając wzroku od drogi. Było ciemno. Jedyną widoczność
zapewniały światła reflektorów.
- Wybacz. - mruknął Lee opierając głowę o szybę. Martwił się. Cholernie się martwił. Wreszcie ujrzeli znak z napisem „Nowy Jork”, a w tle wysokie wieżowce.
- Dawno nie byłem w cywilizowanym świecie. - mruknął Minho drapiąc się po głowie – Mam nadzieję, że nie wystraszymy wszystkich dookoła naszym wyglądem. Poza tym, musimy zostawić broń w samochodzie. Weźmiemy tylko po jednym glocku i fałszywe odznaki.
Onew prychnął.
- Dzieciaku, wiem! Tylko jedno pytanie... Masz jakiś pomysł co powiemy?
- Improwizujemy.

             Po jakimś czasie zajechali na miejsce. Przed oczami zamajaczył im wysoki gmach NYU. - Jesteśmy na miejscu. Teraz tylko znaleźć Tae.
Minho wciąż był nastawiony do tego sceptycznie.
- Mam złe przeczucia. - mruknął wysiadając z auta.
- Nawet jeśli, musimy mu pomóc. Może i uciekł jak tchórz, ale wciąż należy do mojej rodziny.
- Wiem, Jinki. Wiem.
Wejście na teren kampusu nie sprawiło im większych problemów. Bądź, co bądź, odznaka robi swoje.
Odnalezienie Taemina było jednak trudniejsze niż im się wydawało. Żadna z osób, które spotkali, nie wiedziała gdzie jest albo kim jest młody Lee.
- Cholera! - zaklął Onew – W takim tempie, to my go nie znajdziemy! Przynajmniej nie żywego.
Minho złapał Jinkiego za ramię i przycisnął do muru. W jego oczach, Lee zauważył taką stanowczość, jakiej nigdy u niego nie widział.
- Zamknij się. Nawet nie próbuj tak myśleć, jasne? Znajdziemy go i nic mu nie będzie! - warknął.
Lee westchnął drapiąc się po potylicy i rozglądając dookoła. Było ciemno, a latarnie nie dawały tyle światła ile zwykle powinny.
- Masz rację. Znajdźmy go i jedźmy stąd.
Po chwili milczenia Choi spytał:
- A co zamierzasz zrobić jak już go znajdziesz? Zostawisz go tutaj?
- No... nie...
- Więc jedzie z nami? - dalej wypytywał brunet.
- Mam inne wyjście? On i tak nigdy mnie nie posłucha. Będzie starał się żyć normalnie! - zakpił Onew – Narazi swoim zachowaniem siebie i swoich bliskich. A prosiłem go, żeby wysypywał sól przy oknach i drzwiach, sprawdzał każdego wodą święconą, to nie! - Jinki zakończył swój monolog siarczystym „kurwa!”, po czym poszli w głąb parku dzielącego akademik i kampus. Nagle Minho zesztywniał.
- Onew... spójrz.
- Co zno...
Zamilkł. Na ziemi przed nimi rozpościerała się plama krwi. Plama? Raczej kałuża. Jej ogromne ilości sprawiły, że Jinkiemu zakręciło się w głowie.
- Boże, Taemin...
Choi westchnął ciężko przykucając i dotykając szkarłatnej plamy czubkiem palca. Wciąż była mokra.
- Świeża. - wstał.
- A jeśli on już nie...
- Zamknij się!
- Ja tylko mówię...
- To nie mów! Nic. Do cholery. Nie mów.
Onew zacisnął pięści, ale nie odezwał się nawet słowem. Minho miał rację. Musiał być dobrej myśli. Taemin był jego jedyną rodziną. Nie mógł go stracić. Wtedy nie miałby nikogo.
Zostałby sam.

                                                                      *.~.*

                 Taemin poczuł obezwładniający ból w całym ciele. Nie mógł się ruszyć, nie tylko z jego powodu, lecz również łańcuchów, którymi był przywiązany do niewygodnego, twardego krzesła. Pomieszczenie, w którym się znalazł na początku wydawało mu się nieznajome, lecz po chwili zrozumiał gdzie demon go zabrał. Blaszane ściany, betonowa podłoga. Wybite i popękane szyby w oknach. Nieużywane od wieków maszyny. Fabryka przy akademiku. Zamknięta z powodu błędów w konstrukcji, może się zawalić w każdym momencie. Ta myśl oczywiście go nie pocieszała. Jęknął próbując ruszyć ręką.
- Nie ruszysz się. Unieruchomiłem cię jak tylko mogłem. Chciałem połamać ci obie ręce i nogi, ale mój pan zabronił mi cię zbytnio... uszkadzać.
Taemin splunął krwią wprost na twarz demona.
- Rzeczywiście mnie nie uszkodziłeś.
Twarz demona wciąż nie wyrażała nic. Zupełnie jakby był wyprany z emocji.
- Parę szwów i będziesz tańczyć jak dawniej. - oznajmił całkowicie poważnie. Lee wzdrygnął się. Nagle dotarła do niego powaga sytuacji.
- Chwila... obserwowałeś mnie przez cały ten czas? Jak długo to...
- Od kilku miesięcy. Znam cały twój harmonogram, wiem kiedy zostajesz sam, znam twoje zainteresowania, talenty, słabości, ciało...
Taemin zaczerwienił się. Ta rozmowa zmierzała w złym kierunku.
- Jesteś posranym zboczeńcem...
- Nie obrażaj mnie. Gdybym nie widział cię nagiego, to nie znałbym twoich najsłabszych punktów na ciele. Musiałem ocenić jakiej siły muszę użyć, aby cię ogłuszyć, a nie zabić...
- Dobra skończ wykład! - warknął Taemin po czym zaczął niekontrolowanie kaszleć.
- Uważaj. Możesz sobie zrobić krzywdę.
Lee prychnął niczym rozjuszona kotka.
- Bardzo się tym przejmiesz, prawda? - spytał sarkastycznie.
- Mój pan się mnie pozbędzie jeśli umrzesz, więc tak. Przejmę się. - oznajmił demon z jak zwykle towarzyszącą mu powagą.
- No tak, zapomniałem, że jesteś czyjąś dziwką. - zakpił Taemin oblizując spierzchnięte wargi. Były popękane, a w rogach zaschła krew. Natychmiast poczuł kolejny cios wymierzony w policzek.
- Nie wyzywaj mnie. To niegrzeczne. Nie chciałbym przesadzić. Mój pan byłby zły.
- Kto jest twoim panem? - wypalił Lee ciężko dysząc. Uderzenie demona było za mocne.
Demon zakrył usta dłonią i udał zakłopotanie.
- Przepraszam, zapomniałem się przedstawić! Jestem Ricky, a mój pan to twój stary znajomy. Azazel, kojarzysz?
Serce Taemina stanęło.


16 lat wcześniej


                Huk. Trzyletni Taemin obudził się przestraszony. Uspokoił się widząc nad sobą parę oczu. Żółte ślepia wywiercające w jego ciele dziurę.
- Cześć, maluszku. Jestem kolegą twojej mamy.
- Pan nie może być kolegą mojej mamy, bo moja mama nie ma kolegów. Mówi, że koledzy to strata czasu. Może miał pan na myśli tatę?
Nie ufał mu. Jego rodzice nie mieli znajomych. Żyli na odludziu. Mężczyzna uśmiechnął się.
- Właśnie. Kazali mi się tobą zaopiekować, bo póki co są... daleko.
Taemin odsunął się ostrożnie od mężczyzny i włożył rękę pod poduszkę. Dłoń przestała mu dygotać czując pod palcami chłodny metal. Woda święcona.
- Mówili, że nigdzie nie jadą. - odparł spokojnie chłopiec. Odkręcił buteleczkę.
- Cóż, zmienili zdanie.
- Zwykle mówili, że gdzieś jadą. - Taemin uparcie grał na czas. Wziął głęboki oddech. Teraz albo nigdy, pomyślał i wylał całą zawartość butelki na intruza. Mężczyzna zaśmiał się.
- Naprawdę myślisz, że woda święcona na mnie zadziała? Jestem Azazel, władca piekieł! Teraz gówniarzu pożałujesz, że się urodziłeś!
- MAMOOO! TATOOO! - wrzasnął Taeminnie, ale demon zatkał mu usta.
- Oni już nie przyjdą. Nikt ci nie pomoże. Zostałeś sam maluszku.
Nie mógł w to uwierzyć. Jego rodzice na pewno żyli, na pewno po niego przyjdą, na pewno go uratują!
Demon wyjął ostrze i zrobił głębokie nacięcie na swoim nadgarstku. Siłą otworzył chłopcu usta i umoczył jego usta we własnej krwi. W tym momencie do pomieszczenia wbiegł Onew.
- Zostaw go! - odepchnął mężczyznę od bratanka. Ten zatoczył się. Jinki wykorzystał moment, chwycił chłopca i uciekł razem z nim. Po drodze mignęły Taeminowi martwe ciała matki oraz ojca. Jego życie już nigdy nie mogło być takie samo.


Teraźniejszość


                Wreszcie stanęli przed starą fabryką. Miejsce od wielu lat stało opuszczone, co było od razu widać. Serce Onew prawie wylatywało mu z piersi. Nie widział się ze swoim krewnym od lat, a teraz miał się z nim spotkać twarzą w twarz. Może to niezbyt ciekawa perspektywa, widzieć go całego we krwi, jednak w jakiś dziwny sposób cieszył się, że znów się spotkają.
- Wchodzimy? Ślady prowadzą za drzwi. - spytał Minho opierając strzelbę o ramię.
Jinki wziął głęboki oddech.
- Wchodzimy.

              Wewnątrz było cicho. Zbyt cicho. Do czasu, gdy usłyszeli czyjś jęk i głos dziecka:
- Szkoda, że nie mogę cię zabić. Tak bardzo tego chcę... Kusi mnie to. Pokaleczyć jeszcze bardziej twoje piękne ciałko, skosztować twojej słodkiej krwi... Jesteś taki delikatny...
Rozległ się huk.
- Spierdalaj zboczeńcu!
Dźwięk uderzenia. Starszy Lee spiął mięśnie.
- Nie wyzywaj mnie! Naprawdę mnie zdenerwujesz i nie będę mógł się powstrzymać! A nie chcę, żeby mój pan był zły!
- Pieprzę twojego pana, pieprzę ciebie, pieprzę łowców!
- Gówniarz. Masz szczęście, że mojemu panu na tobie zależy, bo już dawno byś nie żył.
- Dzięki ci, Azazel, łaskawco mój! - zakpił drugi z głosów – Wyślę ci do piekła czekoladki!
Jinki przeładował broń.
- Idziemy, mam dość.
Wyszli z cienia i ruszyli w kierunku, z którego dochodziły głosy. Widok jaki zastali ścisnął za serce. Taemin, cały we krwi, siedział przywiązany łańcuchami do krzesła. Obok niego stało dziecko. W jednym ręku trzymało nóż, a drugą dłonią głaskał poturbowanego chłopaka po policzku.
- Popatrz, Taeminnie. Przyszli do nas goście. Mój pan się ucieszy. Szkoda trochę, bo myślałem, że się trochę zabawimy. - powiedział pochylając się nad Taeminem. Ten jedynie splunął demonowi w twarz. Na ten gest Minho uśmiechnął się lekko.
- Lubię go. - odparł po czym wymierzył w Ricky'ego. Ten odwrócił się z poczerniałymi oczami.
- Nieładnie! Celować do gospodarza, tym bardziej dziecka.
- Dziecka, które zabiłeś. - warknął Taemin. Od razu dostał w twarz.
- Ty się nie odzywaj! Nie pozwoliłem ci.
- Zostaw go! - krzyknął Jinki i wystrzelił. Demon zgrabnie uchylił się od pocisku. Z jego twarzy nie schodził złośliwy uśmiech.
- Zostaw ich. Masz mnie, po co ci kolejne ofiary? - wychrypiał młodszy Lee. Były to jego ostatnie słowa, ponieważ zaraz po wypowiedzeniu ich stracił przytomność. Ricky nawet nie zaszczycił go spojrzeniem.
- Mordercy. To są mordercy. Zabijają moich braci.
- Nazywasz nas mordercami? - zakpił Minho krzyżując ramiona na piersi – My ratujemy życia swoje i innych, a wy? Zabijacie, żeby zaspokoić swoje chore potrzeby. Zasmakować ludzkiej krwi. Torturować ludzkie dusze i zawierać kolejne pakty!
Demon zaczął klaskać i gwizdać, jakby Choi dał właśnie niesamowity występ.
- Dziękujemy za wykład, panie profesorze. - prychnął – Jednak myślę, że nawet ten słodziak –
mówiąc to przejechał nożem po policzku Taemina – wiedział kim są demony.
- Nie rozumiesz? Masz go zostawić! Odsuń się od niego i powiedz czego chcesz.
Ricky zaśmiał się.
- Nazywam się Ricky. Mój pan to Azazel. Kojarzy któryś z was?
Onew spiął się na dźwięk drugiego imienia.
- Czyli się nie pomyliłem. Naprawdę usłyszałem to imię...
Minho rozumiał coraz mniej.
- Zaraz, chwila... Macie na myśli tego Azazela?
- Dokładnie tego. - oznajmił z dumą Ricky.
Choi natychmiast ruszył w jego stronę, lecz nim zdążył dotrzeć, został odepchnięty i uderzył potylicą w wiszącą za nim, drewnianą belkę. Jinki od razu podbiegł do niego.
- Minho! Żyjesz? - odwrócił go na plecy. Poszkodowany zakaszlał.
- Żyję, zabij tego czubka.
Onew wyciągnął z kieszeni zmiętą kartkę papieru i zaczął czytać zapisaną na niej sentencję:
- Per signum crucis de inimicis nostris libera nos, Deus noster. Amen!
Demon zaczął krzyczeć i zataczać się, a z jego ust wyleciał czarny dym. Martwe ciało dziecka upadło bezwładnie na ziemię. Jinki podbiegł do Taemina.
- Taemin. Taeminnie! Obudź się!
Chłopak wciąż był nieprzytomny. W tym wypadku, Onew wziął klucz ze stolika nieopodal i uwolnił bratanka od niewygodnego siedzenia.
- Spokojnie, Taeminnie. Spokojnie. Już cię stąd zabieram. Już idziemy. Nie zostawię cię więcej.
Tymczasem Minho zdążył wstać i podszedł do nich. Koszulka Lee była całkowicie rozdarta na strzępy, dzięki czemu brunet miał widok na jego pokryte ranami, szczupłe ciało. Rudowłosy chłopak, rzeczywiście był śliczny. Gdyby ktoś przebrał go w dziewczęcą sukienkę można by wziąć go za przedstawicielkę płci pięknej. Onew chciał go podnieść, ale Choi położył mu rękę na ramieniu.
- Daj mi go. Ty idź, odpal samochód.
Jinki pokiwał głową i odszedł. Minho westchnął.
- Dlaczego dałeś się tak urządzić, dzieciaku?
Zdjął kurtkę i założył ją rudowłosemu na ramiona. Była na niego za duża, ale to tylko dodawało mu uroku.

                                                                       *.~.*

            Taemin z sekundy na sekundę robił się coraz bardziej blady. Minho robił co mógł, żeby go ocucić, lecz nic to nie dawało.
- Możesz przyspieszyć? - burknął z głową młodszego Lee na kolanach. Ten leżał bokiem i jedynym co sprawiało, że nie spadł, była ręka Choi.
- Słuchaj, robię co mogę! Nie mogę jechać szybciej! Rozbijemy się! - odwarknął Onew skręcając w kolejną uliczkę.
- Kiedy dojedziemy? - wciąż marudził Minho.
Wreszcie ujrzeli budynek szpitala. Nie czekali wiele. Zaparkowali i wbiegli do środka. Lekarze, widząc stan młodego chłopaka, od razu rzucili się im z pomocą. Podali mu kroplówkę i zabrali na salę.

                                                                      *.~.*

            Ludzie wokół wciąż się gdzieś spieszyli. Słychać tylko było, że jeden pacjent miał zapaść, inny stracił przytomność, jeszcze inny był przenoszony na blok operacyjny. Onew siedział z twarzą w dłoniach, a Minho chodził niespokojnie po korytarzu. Wreszcie na spotkanie wyszedł im lekarz zajmujący się Taeminem.
- Jego stan jest stabilny. Nic mu nie będzie. - zajrzał w kartę, po czym zwrócił się do Jinkiego – Mówił pan, że miał mały wypadek, tak? Więc jak mały był ten wypadek?
- No... widzi pan... - zakłopotał się Onew. Na szczęście z pomocą pojawił się przy nich Minho.
- Wygłupialiśmy się w fabryce i spadł z platformy. Nadział się na szkło leżące na podłodze, stąd te obrażenia. Na całe szczęście przyjechał wujek! - Choi był świetnym aktorem, to mu trzeba było
przyznać.
- Nie będę wam robił wykładów, bo wasza głupota już i tak doprowadziła do tragedii. Mam nadzieję, że was to nauczy, żeby uważać i nie zbliżać się do takich miejsc jak opuszczone fabryki. - westchnął
chirurg – No cóż, możecie do niego wejść. Na pewno ucieszy się, że was zobaczy przy sobie.
Obaj mężczyźni weszli od razu do środka. Był to jasny, czysty pokój. Wszędzie czuć było zapach chemikaliów i detergentów. Taemin nieobecnym wzrokiem patrzył w okno znajdujące się po lewej
stronie od łóżka. Onew niepewnie podszedł do niego.
- Taeminnie...
Chłopak spojrzał na niego spod kurtyny długich rzęs. Wbrew słowom lekarza, nie wykazywał radości.
- Mam ci się rzucić w ramiona, bo razem z tym swoim dryblasem uratowaliście mi życie?
Kpina w jego głosie była łatwa do wykrycia.
- Nie miałbym nic przeciwko, choć wiem, że tego nigdy nie zrobisz. Jak się czujesz?
- Zajebiście. Porwał mnie jakiś popapraniec, pociachał, pobił i skopał, będąc w ciele zamordowanego dziesięciolatka. Widziałem pustą dziurę w miejscu jego serca. Jak mam się czuć? - burknął podnosząc się do siadu.
- Nie wstawaj. Straciłeś dużo krwi. - upomniał go Jinki. Kiedy próbował go przytrzymać, został przez
chłopaka odepchnięty.
- To, że jesteśmy rodziną, nie upoważnia cię we wpieprzanie się w moje sprawy.
- Zadzwoniłeś do mnie!
- Nigdy nie poprosiłbym cię o pomoc!
Zapadła między nimi cisza.
- W takim razie kto do mnie zadzwonił? Słyszałem dyszenie. Kto miałby dostęp do twoich rzeczy?
Twarz Taemina pobladła. Przybrała taki kolor, że Onew i Minho bali się, że znów zemdleje.
- Jimmy i Travis... Travis zawsze grzebie mi w rzeczach! Nie... Cholera!
Wyrwał wenflon z ręki i odczepił się od respiratora. W sali rozbrzmiał długi pisk urządzenia. Natychmiast przybiegły pielęgniarki.
- Wypisuję się na własne żądanie! - krzyknął Lee wybiegając z sali. Był obolały, ale to nie miało
znaczenia. Jimmy i Travis byli jego jedynymi przyjaciółmi. Jedynymi osobami, które go rozumiały i akceptowały mimo wad.
- Bierzemy go na spacer! - Jinki uśmiechnął się przepraszająco i razem z Minho pobiegli za
młodszym.
- Niewychowana młodzież... - westchnęła jedna z pielęgniarek i zaczęła sprzątać salę. Reszta poszła powiadomić lekarza o opuszczeniu budynku przez pacjenta.


        Taemin przebrał się w samochodzie, więc w swoich codziennych ubraniach rzucił się biegiem w kierunku akademika. Krzycząc imiona przyjaciół wbiegł do pokoju. Zastał jedynie otwarte na oścież okno.
- Nie, nie, nie! - jęknął młodszy Lee przetrząsając rzeczy współlokatorów. Coś musiał przecież znaleźć!
- Taemin. - usłyszał głęboki, męski głos, który wywołał na jego ciele ciarki. Na początku nie wiedział do kogo on należy, ale po chwili zorientował się, że to towarzyszący jego wujkowi brunet.
- Co? - spytał odwracając się niechętnie. Pierwszy raz miał okazję przyjrzeć się dokładniej mężczyźnie. Był trochę wyższy i wiele postawniejszy od niego. Jego karnacja miała nieco ciemniejszy odcień od Taemina. Ubranie wyższego (i zapewne starszego) mężczyzny składało się z białej koszulki, czarnych zwężanych jeansów, ciężkich, wojskowych butów oraz czarnej skórzanej kurtki.
- Siarka. - odparł wskazując na parapet okna. Faktycznie, owa substancja znajdowała się na nim.
Wprawdzie w niewielkich ilościach, ale jednak. Zerknął w stronę szuflady, w której trzymał swój sztylet i telefon z numerem Jinkiego. Była otwarta. Zajrzał do skrytki – broń wciąż się w niej znajdowała. Zamknął ją i podrapał się po policzku.
- Wyjaśniła się sprawa telefonu. - oznajmił – Widocznie, kiedy Travis mnie szukał, zajrzał do szuflady i znalazł telefon z twoim numerem. Pewnie postanowił zadzwonić do ciebie, bo myślał, że możesz coś wiedzieć.
Podszedł do łóżka przyjaciela. Oczywiście, leżał na niej jego telefon.
- Bingo. Tylko co teraz Sherlocku? Gdzie oni mogą być? - odezwał się Onew. Wciąż był zły na bratanka
za jego zachowanie w szpitalu. Nie tego się spodziewał przyjeżdżając tutaj i ratując mu życie.
- Sprawdziłbym najpierw w fabryce. - wtrącił się Minho. Taemin przytaknął mu.
- Ma rację ten twój dryblas.
Brunet uśmiechnął się prawie niewidocznie.
- Choi Minho.
- Lee Taemin. - odpowiedział niższy po czym skierował się do drzwi – Idziemy?

                                                                       *.~.*

               Travis obudził się w cuchnącym stęchlizną, ciemnym pomieszczeniu. Nie był w stanie zorientować się, gdzie dokładnie jest. Nic nie pamiętał. Ostatnie co zachowało się w jego głowie, to jak był w pokoju z jednym ze współlokatorów i wybierał jedyny numer w telefonie należącym do
Taemina: „Pierdolony Wujcio Onew”. Rozejrzał się wokół, ale Jimmy był poza zasięgiem jego wzroku.
- Jimmy! - zawołał szeptem przyjaciela. Niestety, odpowiedziało mu jedynie kapanie wody ze starych rur. Po chwili usłyszał jęk i drżący głos:
- Ja naprawdę nie wiem gdzie jest Taemin! - wychrypiał – Szukaliśmy go razem z Travisem!
- Kłamiesz.
Drugi z głosów nie należał do żadnej znanej mu osoby. Grey uniósł się trochę i spróbował ruszyć. Bolało go całe ciało, ale dopełzł do zakrętu i wyjrzał zza rogu. Na widok, który zastał, nie był ani trochę przygotowany.
Nad jego zwijającym się z bólu przyjacielem stał dorosły mężczyzna w kitlu z czarnymi jak noc oczami. W ręku trzymał nóż i uśmiechał się szeroko niczym w pospolitym horrorze. Zebrał całą energię jaką posiadał i wstał na obie nogi zataczając się lekko.
- Zostaw Jimmy'ego! On nic nie wie! - warknął podchodząc do nich. Nieznajomy odwrócił się w jego stronę.
- Cześć, jestem Ricky i to ja was dziś goszczę. - jego uśmiech złagodniał – Łączy cię bliska więź z Taeminem, prawda? - spytał.
Travis podszedł jeszcze bliżej. Miał wrażenie, że ten facet wie o nim więcej niż się spodziewa. On i Taemin ukrywali się ze swoimi uczuciami. Nawet Jimmy o nich nie wiedział.
- O czym ty mówisz? - spytał niepewnie.
- Och, nie obchodzi mnie to co robicie w nocy! Chociaż jego jęki mogłem usłyszeć w tej fabryce. Nie boisz się go?
- Czemu miałbym się go bać? - zapytał Grey szczerze zdziwiony. Przecież Lee zawsze był tak delikatny, wciąż potrzebował pomocy. Uroczo się uśmiechał, kiedy był zakłopotany. Zupełnie inny niż na co dzień. Ponury, aspołeczny i nieprzyjemny.
- To Łowca. Łowcy są źli. Zabijają demony. On mówi, że tego nie robi, ale kto wie...
- O co ci chodzi z tymi Łowcami? Kto to, kurwa, jest?
Mężczyzna zaśmiał się.
- Łowcy to mordercy moich braci. Odbierają życia z taką łatwością, z jaką ja dzisiaj okaleczyłem twojego kolegę. - odparł demon bawiąc się nożem.
- Słuchaj, nie obchodzi mnie kim jest Taemin i jak dorabia na boku. Każdy z nas ma sekrety i nie wolno się w to mieszać. Jednak wiedz, że my obaj też szukamy Tae. A ja osobiście nie pozwolę, żebyś go dostał w swoje łapska. Nie dam ci go skrzywdzić!
Ricky zaczął klaskać.
- Cóż za bohaterstwo! Szkoda, że nie zdążysz nikogo uratować. Będziesz umierał powoli, patrząc jak twój ukochany ginie z moich rąk.
Po tych słowach, Travis usłyszał huk zza demona. Zaraz po tym, wybiegł do nich Taemin z dwoma innymi, nieznanymi Travisowi, Azjatami.
- Taemin! On chce cię zabić! - krzyknął chwytając pręt leżący na ziemi. Młodszy Lee pokiwał głową, dając znak, że wie. Jinki wyciągnął strzelbę i wycelował w demona.
- Chcesz się zabawić drugi raz? Per signum crucis...
Ricky był jednak szybszy. Odepchnął Onew z taką siłą, że stracił przytomność.
- Onew! - krzyknął Choi próbując do niego podbiec, lecz również został odrzucony w powietrze.
- Czego od nich chcesz? Nie możesz ich zostawić w spokoju? Masz już mnie, prawda? Ja za nich. Zgoda? - głos Taemina był pełen złości.
- Dobrze. - zgodził się demon bez cienia zawachania.
- Niedobrze! - warknął Travis podchodząc bliżej – Nie pozwolę, żebyś dla mnie umierał Pamiętasz naszą obietnicę? - spytał, a w jego oczach zatańczyły łzy – Nie masz prawa umrzeć przede mną.
Rudowłosy złagodniał. On również czuł, że zaraz się rozpłacze. Ta sytuacja go przerastała. Odsuwał się od ludzi, żeby nie dopuścić do takiej sytuacji, ale... oni nie dali mu wybudować pomiędzy nimi muru. Szczególnie Travis, który od razu wpakował się do jego życia, kiedy pewnego wieczora po prostu powiedział: „Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Nie zmieniaj się, nigdy.” Jednak dopiero tego dnia zobaczył po raz pierwszy łzy w oczach chłopaka.
- Ale...
- Nie ma ale! - burknął Grey – Kocham cię, Tae. Jesteś najlepszym co mnie w życiu spotkało. Nie zmieniaj się, nigdy. - oznajmił jakby czytał w myślach kochanka i lekko się uśmiechnął.
Młody Lee przełknął ślinę. Natomiast demon zaczął klaskać.
- Pięknie! A teraz pozwólcie, że zajmę się swoją robotą.
Taemin nie wytrzymał i wystrzelił z broni upuszczonej przez wujka. Ricky upadł na kolana i dotknął plamy krwi na swojej piersi. Wtedy za chłopakiem stanął Minho i zaczął czytać zdanie zapisane starannym pismem Onew na kartce z zeszytu:
- Per signum crucis de inimicis nostris libera nos, Deus noster. Amen!
Wszyscy odetchnęli z ulgą, kiedy demon opuścił ich towarzystwo.

                                                                      *.~.*

                  Stali przed akademikiem. Taemin był już spakowany i gotowy do drogi. Prawie.
- Pamiętajcie, żeby wysypywać sól we wszystkich strategicznych miejscach! - Taemin po raz setny upominał przyjaciół.
- Tak, tak, wiemy! - westchnął Jimmy i przytulił młodszego Lee – Wpadnij do nas czasem. Jak... będziesz miał przerwę od tych całych polowań.
- Spróbuję, ale nic nie obiecuję. - odparł Taemin odwzajemniając uścisk.
Następnie przyszła pora pożegnać się z Travisem. Rudowłosy wiedział, że to będzie dla niego trudne.
- Taemin...
- Czekaj. - przerwał mu Lee – Teraz ja coś powiem, okej? Dziękuję, że powiedziałeś mi te słowa. Nikt wcześniej nie powiedział mi czegoś takiego, ale... przepraszam. Nie potrafię powiedzieć ci tego samego co ty mi. Zależy mi na tobie i jesteś jedną z najlepszych rzeczy w moim życiu, ale to wszystko. Nie czuję, żeby to była miłość. Raczej bardzo – przed oczami stanęła mu ich ostatnia wspólna noc, przez co zaczerwienił się nieco – bardzo głęboka przyjaźń. Kocham cię, ale jak brata. - odparł czując, że zbiera mu się na płacz.
- Ej, Taeminnie. - Grey pogłaskał go po policzku – Nie płacz! Dziękuję, że jesteś ze mną szczery. Nigdy cię nie zapomnę. I wiedz, że ja też mówiłem wtedy prawdę. Nigdy cię nie okłamałem.
Chłopak przytulił rudowłosego, a ten przymknął oczy. Dziękował Bogu za takich przyjaciół.
- No to, dbajcie o siebie i uważajcie! - pożegnał się z nimi wsiadając do samochodu.
-Ty też, Tae! Nie daj się zabić! - chłopcy również machali do niego z uśmiechami przyklejonymi do
twarzy. Nie chcieli, aby Lee widział, że im przykro. To by złamało mu serce.
Po paru sekundach Impala zniknęła za bramą NYU.

                                                                              *.~.*

                 Jechali w milczeniu. Onew spał na tylnym siedzeniu, a Taemin i Minho siedzieli z przodu nie odzywając się do siebie ani słowem. Wreszcie barierę postanowił przełamać Choi.
- Jak się czujesz? - spytał nie odrywając wzroku od drogi przed sobą. Lee spojrzał na niego zaskoczony.
- Mówisz do mnie? - zdziwił się.
- Nie, kurwa, z samochodem sobie gawędzę. - prychnął wyższy.
Taemin westchnął.
- Dobra, zrozumiałem! Czuję się źle, okropnie, pusto w środku. Odszedłem właśnie z pierwszego miejsca, które nazwałem „domem”, a moich przyjaciół prawie zabił demon, który jednocześnie zabił dziecko. Tak poza tym to zajebiście, a co u ciebie? - wypalił młodszy wpatrując się w przestrzeń za oknem.
- Dla mnie to chleb powszedni. Nie dziwię ci się, że próbowałeś odejść z tego fachu.
- Odszedłem z tego fachu. - poprawił go Taemin.
- Nie na długo. - zakpił Minho.
Lee wreszcie spojrzał na kierowcę. Przyjrzał się jego męskiej twarzy i krótkim, czarnym włosom.
- Od tego nie da się uciec. - mruknął – To jest jak przeznaczenie. Nie możesz go oszukać.
- Mały filozof. - zaśmiał się cicho Choi. Nagle zauważył świetlisty neon zajazdu - Zatrzymujemy się. To był ciężki dzień, a jutro będzie niewiele lepiej.
- Dzięki za pocieszenie, będę pamiętał. - burknął Taemin chcąc wysiąść z samochodu. W tym samym czasie odezwał się zaspany Onew:
- Słodziaki, nawet nie próbujcie wysiadać. Ja wszystko załatwię i wrócę tu po was. - po czym ziewnął. Taemin prychnął niczym rozjuszona kotka, lecz nie ruszył się z miejsca. Minho zgasił silnik i potarł twarz dłońmi. Był wykończony.
- Jesteś śpiący? - spytał młodszy Lee. Tym razem jemu przeszkadzała głucha cisza.
- Taa... Wiesz, jak ktoś dwa dni siedzi za kółkiem bez snu to nic dziwnego, że chce mu się spać.
Znów zamilkli. Wreszcie zauważyli idącego w ich stronę Onew. Wysiedli z Impali i wyjęli torby.
- Wziąłem pokój na dobę. Minho długo nie spał, a Taemin ma za sobą naprawdę ciężki dzień.
Pokiwali głowami i poszli za starszym Lee w kierunku motelu. Jinki przekręcił klucz w drzwiach do pokoju i pierwsze co rzuciło się w oczy Taeminowi to jeden fakt – tylko dwa oddzielne łóżka.
- Yyy... Onew. Nie uważasz, że trochę pomyliłeś się w liczbach przy meldowaniu? - spytał ostrożnie.
- No widzisz... - zakłopotał się Jinki – Jedyny wolny trzyosobowy pokój mają w remoncie, więc nie miałem zbytnio wyboru. Ale jakoś się z Minho dogadacie! Ja śpię sam, ponieważ jestem najstarszy co oznacza, że jestem najwyżej w hierarchii.
- Uważaj, żebym ci tej hierarchii nie wsadził w...
Choi uznał, że czas przerwać rodzinną sielankę. Podszedł do rudowłosego i zakrył mu usta dłonią.
- Dobra, ale idę pierwszy do łazienki. Wy sobie musicie poważnie porozmawiać. - odparł i poszedł wziąć prysznic. Między wujkiem a bratankiem zapadła niezręczna cisza. Pierwszy odezwał się Jinki.
- Słuchaj, wiem o co jesteś zły. - spotkał się z pytającym spojrzeniem Taemina – Przepraszam, że nie udało mi się uratować twoich rodziców. Nie zdążyłem, kiedy wszedłem do domu oni już...
- Zamknij się! - przerwał mu młodszy – Naprawdę myślisz, że całe życie wspominam śmierć moich rodziców? Uratowałeś mi życie i sądzisz, że będę cię za to nienawidził? Nie jestem zły o wydarzenia z tamtego dnia. Jestem wściekły z zupełnie innego powodu.
Tym razem starszy Lee poczuł się zagubiony.
- Więc o co chodzi? - spytał.
Taemin pokręcił głową z politowaniem.
- Nie odzywałeś się do mnie od kilku lat. Zostawiłeś mnie samego sobie w Nowym Jorku i myślałeś, że świetnie sobie poradzę! Potraktowałeś mnie jak zbędną rzecz. Pozbyłeś się mnie jak zepsutej zabawki! Wiesz jak ja się czułem? Kiedy powiedziałem, że chcę odejść i studiować sztukę, miałem nadzieję, że mnie zatrzymasz i powiesz, żebym tego nie robił, że jestem ci potrzebny. A ty tylko dałeś mi pieniądze i odwiozłeś na miejsce. Chciałem uciec, to prawda, ale nie zamierzałem tracić rodziny! Potrzebowałem jedynie odrobiny wsparcia, poczucia, że jestem komuś potrzebny! Ale zostałem śmieciem, wyrzuconym pod czyjś dom ze srebrnym sztyletem i zapasem wody święconej!
Jinkiego zatkało. Tak samo jak Minho, który akurat wyszedł z łazienki i stał w jej progu. Taemin zresztą również nie spodziewał się po sobie takiej szczerości. Jednak zmęczenie dało mu się we znaki i nie miał siły nad sobą panować.
- Ja... nie miałem pojęcia. Nie chciałem, żebyś poczuł się niepotrzebny. - chciał podejść do chłopaka, ale ten od razu się cofnął i uciekł do łazienki zatrzaskując za sobą drzwi.

                 Taemin nie mógł zasnąć. Przed oczami wciąż miał obraz Azazela stojącego nad jego łóżkiem z rozciętym nadgarstkiem. Miał dosyć tych koszmarnych wizji, ale te nie chciały odejść. Minho zauważył, że młodszy wciąż nie śpi, więc dotknął jego ramienia dając znak, żeby się odwrócił.
- Nie śpisz? - zdziwił się Lee obracając w jego stronę.
- Tak samo jak ty. Zły sen? - spytał głosem pełnym współczucia.
- Wciąż śni mi się Azazel. Nie chcę go widzieć, ale on i tak się pojawia i niszczy mi życie. Teraz, kiedy było tak dobrze, pojawił się znowu i zepsuł wszystko. - westchnął Taemin odgarniając włosy za ucho. Choi uśmiechnął się do niego delikatnie.
- Nie mogę ci obiecać, że to się nigdy nie powtórzy.
- Będziesz mnie teraz pocieszać? - prychnął rudowłosy przewracając oczami.
- Nazywaj to jak chcesz. Tylko spróbuj zrozumieć – na tym świecie są ludzie, którym na tobie zależy. Dlatego nie utrudniaj im tego, okej?
Na twarzy Lee pojawiło się coś na podobieństwo uśmiechu. Brunet nie krył z tego powodu zadowolenia.
- Dzięki. - wypalił młodszy szybko chowając twarz w poduszkę, żeby Choi nie zobaczył jego rumieńca.
Zaskoczony Minho zastygł w bezruchu. Odpowiedział dopiero po chwili:
- Nie ma za co, Tae.

                                                                      *.~.*

                  Jinki chodził to w jedną, to w drugą stronę przeszukując wszystkie torby i szuflady jakie spotkał na swojej drodze. Niezmiernie denerwowało to Taemina, który akurat czyścił broń i próbował się na tym skupić.
- Możesz przestać łazić, jakbyś miał robaki?! - warknął wreszcie odkładając pistolet na bok. Onew spojrzał na niego szczerze zaskoczony.
- Wy-wybacz, nie zauważyłem...
- Nie zauważyłeś, że też jestem w tym pokoju? No tak, zapomniałem, że jestem niewidzialny.
- Skończ już z tą ironią, błagam! - jęknął starszy Lee siadając na brzegu łóżka – On miał zadzwonić już dawno temu! Cały dzień czekam na ten jeden, cholerny telefon!
Taemin spojrzał na niego nieco zdziwiony.
- Kto miał zadzwonić?
Jednak Onew nie zdążył odpowiedzieć, gdyż do pokoju wparował Minho ze śniadaniem.
- Kawa, kurczak dla Onew oraz tosty dla mnie i Tae. - odparł kładąc posiłek na stole. Jinki na dźwięk słowa „kurczak” niemalże rzucił się do papierowej torby, w której znajdowała się jego porcja. Taemin natomiast zupełnie spokojnie podszedł do stolika i upił łyk kawy.
- Mmm... pyszna. Jakim cudem kawa z automatu może być tak dobra? - zdziwił się chłopak wpatrując się uważnie w papierowy kubek.
- Właściwie to sam ją zaparzyłem... - mruknął Minho drapiąc się po potylicy. Młody Lee wytrzeszczył na niego oczy.
- Ona jest naprawdę dobra! - uśmiechnął się Taemin siadając na stoliku i machając nogami. Wyglądał przy tym jak nieco wyrośnięte, ale urocze dziecko.
- Cieszę się, że ci smakuje. - oznajmił Minho odwzajemniając uśmiech i również zaczął pić swoją kawę.
Nagle rozbrzmiało pianie koguta. Jinki zerwał się jak poparzony z parapetu, na którym siedział i podbiegł do swojego telefonu.
- Halo?...Tak...No...No co ty!... Dlaczego?...Och, rozumiem...Kurujcie się! Ja to załatwię!...No, ja was też, pa!
Taemin i Minho spojrzeli na niego zdziwieni. Pierwszy odezwał się rudowłosy.
- Po pierwsze – kto ustawia sobie taki idiotyczny dzwonek?! A po drugie, kto to był?
Onew naburmuszył się.
- To był Will, brat mojej przyjaciółki, również łowca. Miał zadzwonić w sprawie dochodzenia, które prowadzili razem z Tatianą w New Jersey. Podobno ktoś porywa każdego człowieka, który wchodzi do pobliskiego lasu.
- Chwila, skoro on jest łowcą to nie może sam się tym zająć? - spytał Taemin kończąc ostatniego tosta.
- Zajęliby się tym, gdyby Tatiana nie zachorowała. Ktoś musi się nią zająć, więc poprosił nas o przysługę. - burknął Onew. Taemin podniósł ręce w obronnym geście.
- Dobra, dobra! Gdzie mieszkają?
Minho, który dotychczas jedynie przysłuchiwał się wymianie zdań, również się odezwał:
- Idę przygotować sprzęt. Wy tu sobie pogadajcie.
Jinki kiwnął głową w duszy dziękując Choi za danie mu trochę czasu sam na sam z bratankiem.
- Mieszkając niedaleko stąd. Na obrzeżach New Jersey. - odparł.
Taemin odwrócił głowę i chwycił swoją broń.
- Byłeś tak blisko. Tak blisko i ani razu mnie nie odwiedziłeś. Mieszkałem u Jimmy'ego. Nigdy nie zastanawiałeś się co u mnie jest i czy w ogóle żyję?
Nie krzyczał. Nie płakał. Powiedział to bez złości czy smutku. Jego głos był wyprany z emocji (dop. autorki - niczym para skarpetek wrzucona do Vanisha). Onew stał skamieniały analizując słowa wypowiedziane przez młodszego. Był pewny, że Taemin zacznie krzyczeć i wyzywać go od najgorszych. Tymczasem chłopak zachował zimną krew i nie uniósł głosu.
- Tae, ja... Ja naprawdę nie wiedziałem. Myślałem, że jeśli nie będę się pokazywać to będziesz mniej cierpieć.
Młodzieniec nawet na niego nie spojrzał. Bez słowa wyszedł z pokoju zostawiając nic nierozumiejącego Jinkiego, samego.


                Jechali od kilkunastu minut. Taemin znudzonym wzrokiem obserwował widoki za oknem. Jinki starał się nawiązać jakąkolwiek rozmowę, lecz chłopak nie chciał słuchać. Minho również się nie odzywał. Sam nie miał rodziny, jednak wiedział, że lepiej się w takie sprawy nie wtrącać. Tak jest bezpieczniej dla niego samego.
- Tutaj możesz skręcić, Minho! - zawołał Jinki, a Choi przewrócił oczami.
- Przymknij się, Onew, jestem nawet nie metr od ciebie!
Wjechali w wąską, polną drogę. Ich oczom ukazało się niewielkie gospodarstwo. Taemin skrzywił się nieznacznie.
- Super, nie wiedziałem, że to taka wiocha. - mruknął bawiąc się nożem. Minho parsknął śmiechem.
- A czego się księżniczka spodziewała? Trzypiętrowej willi z basenem?
- No przepraszam, że nigdy nie byłem na wsi i nie wiem jak to zwykle wygląda! - prychnął Taemin krzyżując ramiona na piersi.
- No już, już! Spokojnie! Załatwmy to szybko i chodźmy na jakiś dobry obiad. Zjadłbym cheeseburgera... - westchnął Minho uśmiechając się lekko. Młody Lee zauważył, że brunet ma
naprawdę ładny uśmiech. Szkoda, że pokazywał go tak rzadko, choć tutaj i Taemin nie był zbyt dobrym przykładem do naśladowania. Ciężko było mu czerpać radość z życia, kiedy przez ostatnie kilka lat było ono zwykłą obłudą. Snem, który nigdy tak naprawdę nie miał się spełnić i tylko sprawiał wrażenie realnego. Poza tym życiem, którego zaznał w NYU, był Łowcą. Osobą, która zabija codziennie i nie robi to na niej najmniejszego wrażenia. Kimś, kto broni ludzi i nigdy nie dostaje za to nawet krótkiego „dziękuję”. Prędzej ludzie uciekali z krzykiem i starali się zapomnieć o wszystkim co się wydarzyło. Jednak, nie zawsze im się to udawało.
Weszli na pomalowaną białą farbą werandę. W wiszących pod dachem doniczkach rosły czerwone pelargonie. Jinki nacisnął dwa razy dzwonek i trzy razy zapukał do drzwi. Po chwili otworzył im
widocznie zmęczony mężczyzna z kilkudniowym zarostem. Miał rude włosy i podkrążone oczy. Na widok starszego Lee uśmiechnął się słabo.
- Onew! Wejdź proszę! Tatiana nie mogła się doczekać twojej wizyty. - odparł i wpuścił ich do środka.
Wnętrze domu było utrzymane w niemalże pedantycznym porządku. Jasne meble aż błyszczały od szorowania. Ściany były pokryte błękitną tapetą, a wykładzina miała delikatny, beżowy kolor. W wystroju wyraźnie było widać kobiecy wkład.
Zza rogu wyjrzała młoda, ładna kobieta. Miała rude włosy i błękitne oczy. Była bardzo podobna do brata, jednak jej nie poskąpiono urody, co było widać mimo wyraźnych oznak choroby. Uśmiechnęła się lekko i przytuliła starszego Lee na powitanie.
- Onew, jak dobrze, że jesteś! - następnie przyjrzała się Minho i Taeminowi – A to kto?
Jinki odwzajemnił gest i podrapał się lekko po karku, jak zwykle, kiedy był zdenerwowany. Chemia między tą dwójką była widoczna gołym okiem.
- Ten wysoki to Choi Minho, syn Michaela. - oznajmił – A ten niższy to Lee Taemin. Mój bratanek.
Tatiana spojrzała na rudowłosego zaskoczona.
- Niemożliwe! Taemin? Ten słodki, mały Taemin, którego mi pokazywałeś kiedyś na zdjęciach? Byłam pewna, że to jakaś dziewczyna!
Taemin zagryzł język, nie chcąc powiedzieć niczego nie na miejscu.
- To właśnie on.
- Miło mi panią poznać. - młodzieniec ukłonił się lekko. Minho cicho parsknął śmiechem. Nie uszło to jednak uwadze Taemina, który wbił mu za to łokieć w żebra.
- Uroczy są! Chcecie herbaty, kawy? - spytała. Will złapał ją za ramiona, odwrócił i lekko popchnął w stronę łóżka.
- Ty idziesz odpoczywać. Ja zajmę się gośćmi.

               Po chwili siedzieli w salonie, każdy z kubkiem kawy w dłoni.
- Zatem, co cię zaniepokoiło, Will? - spytał Jinki odkładając parujący napój na stolik.
Mężczyzna westchnął.
- Od jakiegoś czasu w lasach giną ludzie. Najczęściej grupy nastolatków, które wybrały się tam na biwak. Podejrzewam, że to wendigo.
Wszyscy spojrzeli na niego zaskoczeni.
- Co wendigo miałby robić w New Jersey? - zdziwił się Minho.
- Nie mam pojęcia. Jednak moje podejrzenia nie są bezpodstawne. Kiedy szukałem jakichkolwiek śladów, znalazłem film nagrany przez jednego z zaginionych.
Podsunął im pod nos swój telefon i włączył nagranie. W pierwszych kilku sekundach było widać jedynie ciemność. Następnie pokazały się twarze trzech chłopców mniej więcej w wieku Taemina. Łowców przeszły ciarki. Zza młodzieńców wyłonił się zniekształcony cień. Miał nienaturalnie długie ręce zakończone szponami i odstające, spiczaste uszy.
- Czy to jest... - zaczął Taemin, a jego ręka mimowolnie zadrżała, kiedy zrobił przybliżenie – Cholera!
- Taemin, coś nie tak? - spytał zaniepokojony Jinki.
- Znam jednego z tych chłopaków. Mieliśmy razem historię sztuki. Nazywa się Tim Martin i ma talent do rysowania krajobrazów. Pewnie szukał inspiracji do pracy semestralnej.
Choi położył mu rękę na ramieniu.
- Znajdziemy go. Jeżeli to naprawdę wendigo, to nie jest tak źle. Istnieje prawdopodobieństwo, że jeszcze żyje i wisi gdzieś w jego spiżarni czekając na swoją kolej.
Młody Lee strzepnął jego dłoń.
- Wiem. Nie przejmuj się, mięśniaku, nie jestem ciepłą kluchą, która ryczy nad każdym trupem. Tego kolesia znałem tylko z widzenia, nic więcej. - mruknął, wstając z kanapy – Kiedy wyruszamy?
- Możecie ruszyć jutro z samego rana. Wendigo to świetni łowcy za dnia, lecz w nocy są niedoścignieni.
Mimo wyraźnych zakazów, do pokoju weszła Tatiana, która najwyraźniej stała pod drzwiami i podsłuchiwała od dłuższego czasu.
- Możecie spać w pokoju gościnnym. A Onew u mnie, jak zwykle. Potrzebuję męskiego wsparcia, które na pewno mi zapewnisz. - uśmiechnęła się łobuzersko ukazując śnieżnobiałe zęby. Taemin nie potrafił zrozumieć, skąd w osobie, która jest Łowcą, tyle pozytywnej energii. Uznał, że zaczyna lubić tą kobietę. Była bezpośrednia i wiedziała jak jej słowa działają na Jinkiego, a mimo to nie powstrzymywała się od szczerych komentarzy.
- Dziękujemy bardzo. - oznajmił Taemin, odwzajemniając uśmiech.
- Macie tam jedną, dwuosobową, rozkładaną kanapę. Powinna wam wystarczyć na ten czas. Taemin jest chudziutki, a Minho zawsze może posłużyć za poduszkę... - dodała ciszej z lekkim uśmiechem. Chłopcy od razu się zmieszali, a Onew roześmiał głośno. Pierwszy odezwał się Tae.
- Nie! Pani myśli, że my... Nie! To nie tak! My się poznaliśmy niedawno, jesteśmy tylko kolegami!
Kobiet zaśmiała się serdecznie.
- Ależ, ja nic nie sugeruję! To wy macie jakieś brudne myśli, chłopcy... - mrugnęła do nich odchodząc w stronę drzwi - Pokój gościnny jest zaraz obok mojego. Pierwsze drzwi po lewej. - oznajmiła na odchodnym i wyszła.
- Onew, twoja dziewczyna, to szalona kobieta. - westchnął Taemin, kręcąc głową z niedowierzaniem. Jinki wyraźnie się zmieszał na słowo "dziewczyna".
- Skąd wiesz, że my...
Wszyscy w pokoju spojrzeli na niego wymownie.
- Przecież wy się nawet nie staracie ukrywać. - prychnął młodszy Lee i przerzucił sobie torbę przez ramię - Chodź, wielkoludzie, idziemy się rozpakować. - oznajmił obojętnym głosem szturchając Minho między żebra.
- To będzie długa noc. - szepnął Choi i podążył za młodszym w kierunku ich tymczasowego pokoju.


                                                                     *.~.*


                   Las przy granicy stanu na pierwszy rzut oka wyglądał w miarę spokojnie i bezpiecznie. Na pewno, nie przypominał w niczym siedliska wendigo. No, może nie licząc tych wszystkich porozrzucanych toreb, rozszarpanych namiotów i śladów krwi na materiale. Taemin dawno nie widział takiej jatki.
- Co to ma być? - nawet Minho nie mógł wyjść z podziwu dla bałaganu zostawionego przez bestię.
- To nie mógł być jeden wendigo. Musi ich być więcej. Zróbcie zdjęcia i wracamy.
Chłopcy zajęli się pracą zleconą im przez Onew. Nieważne co mówił Will - nie mieli pewności, że to wendigo, więc musieli porównać ślady. Siedzieli przy obozowisku kilka godzin. Nagle usłyszeli dźwięk, który zmroził im krew w żyłach.
- Cholera! - warknął Jinki zbierając z bratankiem i przyjacielem sprzęt - Jest blisko, choroba jedna!
- Zostawmy to, nie mamy broni! - mruknął Taemin chowając aparat z dowodami. Wycie było coraz bliżej ich obecnej pozycji.
- Biegniemy!
Uciekali co sił w nogach. Taemin, z powodu ran nie mógł biec zbyt szybko, więc był ostatni. Minho co chwilę odwracał się i patrzył czy młodszy biegnie z nimi. Widział, że chłopak był zmęczony i nie dobiegnie z nimi nawet do granicy lasu. Zatrzymał się i nie pytając Taemina o zdanie, przykucnął.
- Wbijaj!
Rudowłosy nawet się nie kłócił. Ledwo żył po tym szaleńczym biegu. Kiedy wreszcie byli przy samochodzie, znów usłyszeli wycie. Tym razem dochodziło z oddali.
- Zdążyliśmy... - wydyszał Jinki i spojrzał na bratanka. Przeraził się, gdy ujrzał krew na jego bluzce - Taemin!
Jednak młodszy już go nie słyszał.

6 komentarzy:

  1. Zapowiada się ciekawie *-* Nie mogę doczekać się dalej ><
    Weny! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak długo czekalam aż coś dodasz *-* kocham supernatural jak byłam mała to zawsze to ogl w tv z moją siostrą ^^
    Wszystko bardzo mi sie podoba i jezu zakochalam sie w tym! Taemin jest chyba jak Sam co nie? Nie pamiętam już pierwszych odc ale chyba Sam pił tą krew jego czy coś.. Boże muszę to obejrzeć jeszcze raz xd
    Pisz dalej proszę tylko szybko :c
    Paring to 2min prawda? I mam pytanie. Czy Jonghyun albo Key też będą tu występować jako wazniejsze postacie? Może w roli zlych? :D
    Weny kochana<3

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest świetne. Pisz dalej, życzę weny. Normalnie nie mogę doczekać się dalszych części ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uuuuu, groźnie. Moje klimaty.
    Will i Michael, powiadasz? Jaram się. xD
    A teraz przechodzę do bardziej normalnej części komentarza. xD
    Pojawiają się drobne błędy w interpunkcji i tym podobnych, ale to się każdemu zdarza, więc się nie czepiam.
    Napięcie jest, akcja jest, potwory są. Krwawe sceny są, choć nie takie jak u mnie. xD Wszystko, co najbardziej lubię w opowiadaniach jest.
    Wracając do drugiego zdania mojego komentarza, fajnie, że inspirujesz się supernatural. Także moje klimaty.
    Wciąga. A ostatnio mało rzeczy mnie wciąga. Gratuluję.
    Gratuluję również długości rozdziału i bardzo bym się ucieszyła, gdyby większość taka była.
    Mam nadzieję, że zrozumiałaś mój bardzo logiczny komentarz. xD Życzę weny i czekam na następny rozdział. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. no w końcu coś dodałaś ! xD i to nowe opowiadanie.. muszę powiedzieć że robi się ciekawie.. ~ inspirowane supernatural.. ~ ** jej.. ~ kocham supernatural.. ~ ♥ taemin ma charakterek.. ~ lubię go takiego.. ~ ale ja go lubię i takiego i słodkiego xD onew taki opiekuńczy jak zwykle.. ~ no i minho.. ~ ah.. ~ już się nie mogę doczekać jak będzie 2min.. ~ ♥ mam nadzieję że teraz rozdziały będziesz dodawać częściej.. ~ ;3 czekam na c.d.. ~~

    OdpowiedzUsuń
  6. Zapowiada się naprawdę ciekawie. Trochę zaskoczyła mnie sprawa z Travisem, ale fajnie to opisałaś. Czekam na ciąg dalszy.

    OdpowiedzUsuń